poniedziałek, 15 lipca 2013

53.

Większość zaproszeń rozesłana, trochę kłótni. W niedzielę wróci mój komputer, więc pewnie wszystko wróci do normy. Jednak przyszłam tu po coś innego.

Od roku 2011 oglądam serial ''Glee''. Jestem gleekiem. Uwielbiam ten serial, ich ''teledyski''. Oczekiwałam na sezon piąty. Byłam ciekawa co będzie dalej z Finchel. Już się tego nie dowiem. 13 lipca 2013 roku zmarł odwtórca Finna Hudsona - Cory Monteith. Grał jedną z głównych rol. Miał 31 lat.


Nie mogłam w to uwierzyć. Obudziłam się jak niby nic. Spojrzałam na telefon, a tam pięć smsów. Trzy były od Klaudii, która narzekała, ze nie wie gdzie jedzie nad jezioro. Czwarty od Beaty, która stwierdziła, że chyba rowerem do niej nie dojadę. Piąty od koleżanki z internetu - Kasi. Była tam taka treść: ''Słyszałaś, ze podobno Cory Monteith nie żyje?''.  Nie wiedziałam co o tym myśleć. Szybko odpaliłam internet. To była prawda. Znaleziono go martwego w hotelu, kiedy nie przyszedł wymeldować się na czas. Był w pokoju sam. Umarł w samotności. Nie mogłam.. przepraszam, nie mogę sobie z tym poradzić.



Cała obsada ''Glee'' była dla siebie jak rodzina. Jednak to on był zaręczony z Lea Michele - serialową Rachel. Przeszli razem wiele. Cory był uzależniony od narkotyków. W kwietniu zgłosił się na odwyk. Miało być dobrze. Za 2 tygodnie miał być ślub z Lea... Zamiast białej sukni, dziewczyna założy czarną na pogrzeb. Cory zobaczył swoją ukochaną w sukni ślubnej. Szkoda, że tylko w serialu. Michele jest ponoć rozhisteryzowana i smutna. Nie dziwie jej się. Nie mogę sobie wyobrazić co teraz czuje.


Gdy jechałam do koleżanki słuchałam piosenek w jego wykonaniu. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Chciałam obejrzeć odcinki na tvp1. Nie dałam rady. Nie mogłam patrzeć na niego. A zwłaszcza na pasek, ze umarł. To było dla mnie zbyt wiele. Cory... bez Ciebie ''Glee'' to nie będzie to samo. Nawet nie mam pewności czy będzie w ogóle istnieć. Byłeś wspaniały, uśmiechnięty, silny. Będziemy tęsknić. Mówię to w imieniu wszystkich gleeków.



6 komentarzy:

  1. Tak naprawdę Glee zaczęłam oglądać niedawno - z moją siostrą, która bardzo chciała zobaczyć co to za serial. Nadal jestem przy pierwszym sezonie, a jednak... Gdy na fejsie zobaczyłam wiadomość o jego śmierci, ciężko zrobiło mi się na sercu. Nie chodzi tylko o to, że gra w tym serialu - młody człowiek z wieloma wielkimi planami na przyszłość, przedwcześnie zakończył wędrówkę po ziemi. To zawsze boli, zasmuca. Dziwnie mi było oglądać go wczoraj na ekranie, gdy pojawiały się te paski z informacją o jego śmierci. Opuścił nas człowiek, który otwarcie mówił o swoich słabościach, był wzorem walki, ale przede wszystkim człowiek, którego kochano. Mogłabym jeszcze wiele napisać, ale i tak te słowa są zbędne.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja go nie znałam, ale współczuję jego bliskim :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie oglądałam Glee, parę odcinków, koelzanka mi poleciła. Los daje różne niespodzianki, te gorsze i lepsze. Zawsze mnie zastanawia co się dzieje i dlaczego. Jeśli za 2 tygodnie miał mieć pełnię szczęścia, założyc rodzinę, po co Bóg zaplanował że umrze? Ja ciągle nie rozumiem wielu rzeczy w kwestiach religijnych:<


    wielobarwne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię ten serial, ostatnio nie miałam okazji oglądać, bo nie miałam na czym, ale nadrabiam zaległości :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś wcześniej nawet nie wiedziałam, jak ten aktor się nazywa. Nie wiem jak gra, jaki jest, ale pomimo to, mam oczy we łzach.
    Tak czytając twój post, strasznie smutno mi się zrobiło.
    Załamałabym się gdyby jakaś osoba bliska memu sercu zmarła w tak młodym wieku... Ogólnie zmarła, nawet ze starości. Ciągle rozpaczam, nad tym, że Kurt Cobain nie żyje, choć kiedy on zmarł, mnie nie było na świecie. Ale jak pomyślę, że tak wspaniały człowiek odszedł tak wcześnie, to mogę usiąść i ryczeć.
    Więc z całego serca współczuję rodzinie i bliskim. Oraz jego fanom. Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń