Pierwszy listopada. Dzień zmarłych. Strasznie smutne święto. Chodzimy po cmentarzach, zapalamy lampki, rozmyślamy o zmarłych. Zwłaszcza jak ksiądz na mszy mówi, że też będziemy kiedyś pod ziemią. Modlił się za osobnika, który umrze jako pierwszy z całego grona na cmentarzu. I jak tu się nie zdołować?
Jednak ten dzień nie musi być smutny. Możemy sobie pomyśleć, że te osoby zaznały już spokój. Nikt im nie dokucza, nie mają problemów. Może coś istnieje po tej drugiej stronie i są szczęśliwi, i nas obserwują? Trzeba znaleźć pozytywnego aspekty pierwszego listopada.
Chciałam jechać wieczorem na cmentarz, poczuć ten klimat. Jednak nikomu w moim domu się nie chciało. Szkoda, bo jak byłam mniejsza to zawsze tak jeździliśmy.
Od rana wiele gości. Ciocia, chrzestny, żona chrzestnego oraz ich dzieci. No i moja siostra z mężem. Zostało dużo jedzenia. Czemu mnie to nie dziwi?
Gdy chodziłam po cmentarzu zrobiło mi się żal. Jest tyle opuszczonych grobów. Nikt tam nie zagląda. Obok grobowca mojej rodziny jest pochowany mały chłopiec. Nikt tam nie zagląda. Tylko my zapalimy znicz położymy kwiatki.Dlaczego nikt tam nie zagląda? Czemu inni ludzie nie zareagują i nie zadbają o nie? Nie mam pojęcia.
Widziałam grób dyrektora mojego gimnazjum. Zrobiło mi się strasznie smutno, bo odszedł 2 lata temu. Uczył mnie WOSu. Był świetnym nauczycielem. Zawsze go lubiłam.
W ciągu tego roku odeszło wiele osób, ale w szczególności mi żal Cory'ego Monteitha. Narkotyki zabrały go 13 lipca 2013 roku. Zapaliłam dla niego świeczkę. Właśnie się pali. Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie.